Ten sport uczy charakteru i koncentracji
"Gram od siódmego roku życia, a zawodowo - 13 lat. Rodzice grali towarzysko, pewnego dnia zabrali mnie do klubu bilardowego w Lubinie. Spodobało mi się, zostałem, miałem tam bardzo dobrego trenera Michała Lichodziejewskiego, a z pieniędzy uzbieranych podczas pierwszej komunii kupiłem sprzęt – kij do gry, do rozbijania i futerał" – wspominał Juszczyszyn.
Jego zdaniem talent ma małe znaczenie w rozwoju bilardzisty.
"Najważniejsze dla mnie zawsze było wytrenowanie. Mówi się, że optymalnie jest to 3–4 godziny dziennie przy stole. Do tego dochodzą zajęcia z psychologiem, fizjoterapeutą, medytacja, siłownia. Podczas pandemii byłem przy stole po osiem godzin dziennie przez co najmniej rok. Po czasie stwierdziłem, że to za dużo" – ocenił 31-letni zawodnik, który początkowo łączył treningi bilardowe z futbolowymi.
Podkreślił, że bilard wymaga dobrego przygotowania fizycznego i psychicznego.
"Partia może trwać od kilkunastu minut do nawet kilku godzin. Podczas kwietniowych mistrzostw Europy w Tallinnie rozegrałem osiem meczów. W takim specyficznym turnieju Derby City Classic w USA graliśmy np. bez przerwy od 9 rano do 22. Pod koniec łapały nas już skurcze w łydkach. Na pewno nie pomaga w takim przygotowaniu alkohol" – dodał.
Jak zaznaczył, warunki fizyczne graczy i wiek nie wpływają na osiągane wyniki.
"Tylko stan zdrowia weryfikuje zawodnika - czy ręka się trzęsie, czy ma się siłę grać, czy oko dobrze widzi. Jak w każdym sporcie trochę zależy od przypadku, może nawet więcej niż w innych. Ja porównuję pod tym względem bilard do skoków narciarskich, gdzie warunki pogodowe mają znaczenie. Ale olbrzymi wpływ ma taktyka, mimo że zdarzają się mecze przegrane przez brak szczęścia" – powiedział.
Złoty medal kwietniowych ME wywalczył w odmianie 10 bil.
"Wygrywa ten, kto wbije tę dziesiątą, ostatnią. Może się zdarzyć sytuacja, w której jeden z graczy wbije bile od 1 do 9, pomyli się, a rywal dobije ostatnią i wygra. Rozbicie bil na początku da się do pewnego poziomu wyćwiczyć, ale szczęście też się na pewno przydaje" - zauważył.
Jeżeli po rozbiciu zostanie wbita jakaś bila, zawodnik gra dalej, jeśli nie – inicjatywę przejmuje rywal.
"Turnieje są organizowane praktycznie przez cały rok. Zdarzało się w przeszłości, że przez 200 dni byłem poza domem, uczestnicząc w ok. 40 zawodach. Teraz ograniczyłem starty do najważniejszych" – dodał.
Podkreślił, że w bilardzie występuje "atut własnego stołu".
"Bo one nie są takie same. Często na MŚ jest używany konkretny model i zawodnicy go zamawiają, aby poćwiczyć" – przekazał Juszczyszyn, który siedem lat temu wywalczył pierwszy tytuł mistrza Europy, a teraz przygotowuje się do lipcowych MŚ w odmianie 9 bil, które zostaną rozegrane w Arabii Saudyjskiej.
Tytuł mistrza Europy dał mu prawo do rocznego stypendium ministra sportu i turystyki, a zawodowe starty są możliwe dzięki wsparciu sponsora.
"Od 10 lat udział w zawodach opłaca mi firma ERG Bieruń. Gdyby nie ona, nie grałbym. Ci ludzie uratowali i podtrzymali moją karierę" – powiedział zawodnik, który po 22 latach reprezentowania barw Lubina przeniósł się do bytomskiego Royala i został też współwłaścicielem klubu bilardowego w tym mieście.
Lokal został otwarty pod koniec marca, dysponuje 27 stołami i 18 stanowiskami do gry w darta.
"Na pewno inwestycja jest obarczona pewnym ryzykiem, jak każdy biznes. To na pewno największy taki klub w regionie. Z jednej strony jest pomyślany komercyjnie, każdy może przyjść pograć. Z drugiej – chcemy szkolić młodzież. Nie chodzi o to, by młodzi ludzie zostali przy bilardzie, ale by mogli się rozwijać. Ten sport uczy charakteru, wygrywania, co też trzeba umieć robić z pokorą, ale i przegrywania oraz koncentracji" – ocenił.
Jego zdaniem czas nauki zależy od predyspozycji i zaangażowania.
"Miałem uczniów, którzy w ciągu 5–10 spotkań bardzo się rozwijali, a innym nie wystarczało 20 zajęć, ale też nie bardzo chcieli. Myślę, jeśli ktoś jest zaangażowany, w ciągu kilku miesięcy może bardzo podnieść swój poziom gry" – podsumował Juszczyszyn.
Piotr Girczys (PAP)
gir/ pp/
